Rower kontra tłuszcz

W piątek „Gazeta Wyborcza” poinformowała na pierwszej stronie o przygotowanym przez Ministerstwo Zdrowia projekcie rozporządzenia zakazującego sprzedaży w szkolnych sklepikach słodyczy, czipsów i słodzonych napojów gazowanych. Niewątpliwie jest to krok potrzebny. Badania przeprowadzone przez Instytut Żywności i Żywienia dowodzą, że polskie dzieci tyją na potęgę. Już ponad 22 proc. uczniów polskich podstawówek i gimnazjów ma nadwagę lub cierpi na otyłość.

Jednak, nawet założywszy, że rozporządzenie wejdzie w życie (protestuje przeciw niemu lobby producentów szkodliwej żywności), nie wystarczy to jeszcze do wygrania walki z tłuszczem. Uczniowie nie będą mogli kupić „pożywnego batonika” w szkole, ale poza szkołą – już tak. Telewizyjne i internetowe reklamy śmieciowego jedzenia oraz zły przykład dawany przez rówieśników wciąż będą kusić dzieci i młodzież.

Dlatego tak ważne jest, by uczniowie codziennie otrzymywali odpowiednią porcję ruchu. Nie dadzą go same szkolne lekcje wychowania fizycznego, skoro coraz więcej uczniów na nie w ogóle nie chodzi, o czym swego czasu pisał w „Wyborczej” Piotr Pacewicz. WF-u unikają zwłaszcza uczniowie z nadwagą i otyłością – krępują się rozebrać przed rówieśnikami, wstydzą się wyników gorszych od wyników osiąganych przez sprawniejszych kolegów. W efekcie tyją jeszcze bardziej.

Jest jednak środek, który rewelacyjnie leczy nie tylko młodych, ale całe społeczeństwo z nadwagi i otyłości – to rower. Ale nie rower traktowany jako zabawka, narzędzie rekreacji, używane w weekend do przejażdżki po parku czy za miasto, lecz rower na co dzień – jako podstawowy pojazd służący do poruszania się po mieście. W ten sposób rower używany jest od lat we wszystkich miastach, miasteczkach i wsiach Danii i Holandii, a także w kolejnych krajach i miastach na całym świecie.

Mały Duńczyk i Holender jeszcze nie umieją dobrze chodzić, a już sadzani są na dziecinne rowerki. Podobnie jak w Polsce, również tam rodzice odwożą dzieci do przedszkola i podstawówki, ale nie samochodami, lecz wózkami rowerowymi. Kiedy dziecko podrośnie, ale nie ma jeszcze karty rowerowej, jedzie na swoim rowerku w eskorcie matki lub ojca. Po zrobieniu karty rowerowej uczniowie jeżdżą już do szkoły całkiem samodzielnie, w towarzystwie rówieśników. Około 90 proc. duńskich i holenderskich dzieci dociera do szkoły tym środkiem transportu.

A przecież nie tylko do szkoły, bo również na popołudniowe zajęcia w klubach i kółkach zainteresowań, na zakupy, do rodziny i kolegów, do kina. A kiedy Duńczycy i Holendrzy dorosną – jeżdżą rowerami na uczelnię, do pracy, do restauracji. W efekcie otrzymują codziennie porcję ruchu skutecznie zabezpieczającą ich przed nadwagą i otyłością. I co ważniejsze, nie muszą na ten ruch wygospodarowywać specjalnie czasu ani nie muszą zań płacić tak jak ci, którzy najpierw w swoim aucie gromadzą tłuszcz, a potem, żeby go wypocić, męczą się na siłowni i aerobiku.

Młodzi Polacy też uwielbiają jeździć na rowerze i chcieliby tak właśnie podróżować do szkoły. Ankieta wypełniona w lutym 2014 r. przez gimnazjalistów i licealistów z kaliskich szkół wykazała, że rodzina, w której jest co najmniej jedno dziecko w wieku szkolnym, posiada 3,1 roweru, nie licząc rowerków dziecinnych! Aż 86 proc. ankietowanych uczniów jeździ na rowerze. Ale do szkoły podróżuje na nim już tylko 14 proc. – i to od przypadku do przypadku. Dlaczego? Przede wszystkim ze strachu przed wypadkiem, o który nietrudno w miastach pozbawionych gęstej sieci nowoczesnych tras rowerowych.

Żeby polscy uczniowie masowo przesiedli się na rowery i w rezultacie byli zdrowi i wysportowani, konieczne jest jednak dostosowanie do ruchu rowerowego ulic we wszystkich polskich miastach. Są na to pieniądze płynące z Unii na transport zrównoważony, jest know-how. Brak tylko jednego, najważniejszego – woli naszych elit państwowych i samorządowych. Bo stworzenie w polskich miastach sieci tras rowerowych wymaga odebrania tych miast raz na zawsze ich dotychczasowym wyłącznym panom – właścicielom aut. To, jak na razie, naszym elitom po prostu nie mieści się w głowie. Przez szyby samochodów, którymi przemieszczają się ministrowie i parlamentarzyści, prezydenci miast i radni, problemu tyjących młodych Polaków najwyraźniej nie widać – nawet jeśli dotyczy on ich własnych dzieci i wnuków.

Arkadiusz Pacholski – eseista i powieściopisarz, aktywista miejski, współzałożyciel stowarzyszenia Rowerem do Nowoczesności

źródło:wyborcza.pl