Karolina Broniś (fot. KB)
Kiedy na ulicach wielkich miast widzę rowerzystki w szpilkach, kapeluszach i sukienkach w kwiaty, sunące dostojnie na swoich miejskich maszynach, patrzę na nie z zachwytem, ale jednocześnie zastanawiam się, czy warto poświęcać wygodę dla elegancji.
OK, wszystko rozumiem, „bike chic”, rowerowa moda, ale sam wolę jeździć w spodniach, płaskim obuwiu i na rowerze trekkingowym. Połączenie wysokich obcasów z pedałami czy sukienki z łańcuchem wydaje mi się dość karkołomne i to wcale nie dlatego, żebym obawiał się „ideologii” gender.
Pedały lubią szpilki
O dziwo, większość cyklistek, które o to zapytałem, odpowiedziała mi, że ubiera się przede wszystkim w taki sposób, żeby było to praktyczne i wygodne.
– Jeździłam już w różnych butach – mówi Małgorzata Sitek z Poznania. – W górskich, na wysokich obcasach, w glanach, w sandałach, a nawet w japonkach. Jedynie glany okazały się niespecjalnie praktyczne.
– W szpilkach lepiej się jeździ niż chodzi – zwraca uwagę Małgorzata Radkiewicz z Krakowa, właścicielka sklepu z akcesoriami rowerowymi „Bike Belle”.
źródło:facebook.com/rowerzystkamiejska
– Jasne, że na wysokim obcasie jeździ się wygodnie! – dodaje Marta Adamska z Poznania. – Przecież obcasem łatwiej zaczepić o pedał niż płaską podeszwą!
– Buty dobiera się stosownie do okazji – podsumowuje Karolina Broniś z Warszawy. – Do parku jeżdżę w sandałach, a do pracy w szpilkach. Fakt, że szefowa trochę się ze mnie śmiała, kiedy zobaczyła mnie w wysokich obcasach na rowerze – dodaje wesoło.
To samo mówi jej imienniczka Karolina Mackiewicz z fińskiego Turku:
– W Finlandii jeżdżenie jest jak chodzenie, nie ma mód, ale nie ma też wyboru, bo rower jest po prostu konieczny – podkreśla. – Znajoma Wenezuelka nauczyła się jeździć dopiero w wieku 27 lat, kiedy zamieszkała w Finlandii. A ubierasz się stosownie do celu podróży, w Turku czy Helsinkach często można więc zobaczyć rowerzystki w szpilkach.
Urban legend czy nie?
OK, zostałem przekonany, choć sam chyba założenia szpilek nie zaryzykuję. Podobnie jak sukienki czy spódnicy. Rozumiem, że można zamontować osłonę na łańcuch i szprychy, ale spodnie muszą być przecież na rowerze wygodniejsze!
– Wszystko zależy -zastanawia się Karolina Broniś z Warszawy. – Mnie np. dużo wygodniej jeździ się w sukience nad kolana niż we wzorzystych, hinduskich spodniach z obniżonym krokiem, które jednak uwielbiam i często zakładam.
– Długie sukienki mogą się wkręcać w łańcuch, dlatego warto mieć osłonę – ostrzega Maria Fenrych z Poznania.
– Nie mam osłon, bo nie jeżdżę rowerem miejskim, tylko trekkingiem – odpowiada Małgorzata Sitek. – Dlatego spinam sukienkę gumką. Może to próżność, ale lubię zarówno spodnie trzy czwarte, jak krótkie sukienki. Każda z nas kocha przecież wyglądać kobieco, pokazać zgrabną łydeczkę – puszcza oko.
– Jeździsz po mieście, to zakładasz sukienkę, jedziesz na wycieczkę, to ubierasz się na sportowo, czyli w szorty i T-shirt – mówi krótko Karolina Mackiewicz, ta z Finlandii.
– To prawda, od czterech lat prowadzę butik i przez ten czas tłumaczę rowerzystkom, że ubieramy się stosownie do celu podróży, a nie podróży samej – wyznaje Małgorzata Radkiewicz z Krakowa. – Widzę, że tłumaczenia dają rezultat, że podejście się zmienia. Zakładamy więc osłony na szprychy i spódnicę do kolan. Osobiście nie mam nic przeciwko obcisłym, sportowym strojom, ale te zostawmy na trening. Przecież idąc do pracy pieszo, nie ubieramy się w sportowy strój dla chodziarzy – zwraca uwagę.
– Lubię modę retro i od kiedy jeżdżę rowerem, zakładam sukienki. Osłonę na łańcuch mam, a spódnica w szprychach to chyba tylko urban legend, bo nigdy mi się to nie zdarzyło – dziwi się Kamila Świerczyńska z Łodzi. – Rower to zwykły środek transportu i nie mam zamiaru z uwagi na ten środek wyrzekać się swojego stylu – dodaje. – Na początku rodzina miała ze mnie pompę, bo ludzie byli przyzwyczajeni, że cyklista ma na sobie dresy i wyciągniętą bluzę. Teraz to się już zmieniło. W spódnicy jest mi równie wygodnie, jak w spodniach, no chyba, że spódnica obcisła, a rower męski, wtedy jazda to już wyzwanie – śmieje się.
– Nie wiem, czy urban legend, bo kilka sukienek już na rowerze załatwiłam – przyznaje ze śmiechem Małgorzata Sitek. – Ale nie mam zamiaru rezygnować – zapewnia. – Chodzi przecież o poczucie kobiecości.
– Uwielbiam rowery miejskie – wyznaje Donata Wójcik, dziś mieszkanka Szwajcarii. – Kiedy jeszcze pracowałam w Irlandii, jeździłam rowerem do pracy latem i zimą, nie tylko w kieckach, ale i w eleganckich garsonkach – wspomina. – A dziś? Teraz mam małe dziecko i mieszkam w górzystym kraju. Rower miejski przyczepki z dzieckiem w górach nie pociągnie, kupiłam więc trekking. Ale z sukienek nie zrezygnuję! – deklaruje.
fot. DW
Zawsze sucho, zawsze bezpiecznie
Co ciekawe, rower wydaje się popularniejszy w deszczowych krajach północnej Europy niż na słonecznym południu. Jak cyklistki, które jak widać dbają nie tylko o wygodę, ale i o elegancję, radzą sobie z deszczem?
– W Finlandii lepiej mieć płaszcz przeciwdeszczowy – nie ma wątpliwości Karolina Mackiewicz. – Choć widuję też rowerzystki z parasolami – dodaje.
– Ja w deszczowe dni nie brałam parasola, za to jadąc do biura zakładałam kapelusik – wyznaje Donata Wójcik. – Rondo kapelusza całkiem skutecznie chroni makijaż przed deszczem – zapewnia.
Deszcz deszczem, jednak o wiele bardziej niebezpieczne niż kilka kropel wody jest dla rowerzysty zderzenie z samochodem, a nawet z pieszym lub innym rowerem. Czy elegancka rowerzystkaprzełamie się i założy kask oraz kamizelkę odblaskową? W Polsce takiego obowiązku nie ma, choć były propozycje wprowadzenia odpowiednich przepisów. Znaczna część środowiska stawia jednak konsekwentny opór.
– Często bywam służbowo w Londynie i widzę, że tam o wiele więcej ludzi niż w Polsce wyznaje religię kaski – odblaski – zżyma się właścicielka krakowskiego butiku Małgorzata Radkiewicz. – Dla mnie to jest paranoja – mówi ostro. – Rowerowa przejażdżka to przecież nie wojna.
fot. BB
– W Finlandii jest to samo, pomimo tego, że wszędzie są drogi rowerowe – kiwa głową Karolina Mackiewicz. – Helsinki mają nawet ambitny plan, żeby do 2050 r. stać się miastem komunikacji wyłącznie rowerowej i publicznej, bez samochodów – podaje jako ciekawostkę.
Dzieci-kwiaty
Skoro ważna jest wygoda, to jak przewozić rzeczy? W plecaczku, pod którym mogą spocić ci się plecy, w sakwie na bagażniku, którą mogą ci ukraść, a może jednak w koszu na kierownicy?
Butik z akcesoriami rowerowymi Małgorzaty Radkiewicz oferuje zarówno torby-sakwy, jak i kosze. Zarówno jedne, jak i drugie mogą być ozdobione romantycznymi kwiatami, które wciąż są w modzie i chyba długo jeszcze kojarzyć się będą z miejską rowerzystką, która chce być „chic”.
– Koszyk to podstawa – uważają Maria Fenrych i Marta Adamska z Poznania, a Małgorzata Sitek nie kryje zachwytu:
– Kosz z ciemnobrązowej wikliny to rzecz użytkowa, ale jednocześnie piękna – mówi z emfazą.
– Wiklina to jedno, ale koszyk powinien być dodatkowo wyłożony jakimś fajnym materiałem – dodaje Kamila Świerczyńska z Łodzi.
Fajnym, czyli najlepiej wzorzystym. Popularne wzory to groszki, paski, figury geometryczne, zwierzęta, owoce, no i oczywiście kwiaty. Groszki, paski i kwiaty mogą też ozdabiać inne akcesoria rowerowe, jak dzwonki czy pokrowce na siodełka, a także rowerowe ramy.
fot. KS
– Trendy w modzie rowerowej zmieniają się jednocześnie z trendami w modzie zwykłej – zaznacza M. Radkiewicz. – W 2012 r. dominowały groszki i szkocka kratka, a potem nastąpił zwrot w stronę lat 90., czyli pojawiło się więcej nadruków i wzorów geometrycznych, jak trójkąty czy kwadraty. Ale romantyczne kwiaty zostały.
Te zmiany mody dotyczą rzecz jasna nie tylko rowerów czy akcesoriów, ale także ciuchów, które mają na sobie rowerzystki. Choć wiele oczywiście zależy nie tylko od mody, ale także od indywidualnych gustów, pory roku czy aktualnego nastroju.
– Zupełnie nie czuję mody na suknie w kwiaty czy groszki – zastrzega Małgorzata Sitek. – Uwielbiam brązy, zielenie czy rudości, ale wiosną i latem, kiedy człowiek jest radośniejszy, stawiam na większą soczystość, kolorowość – przyznaje.
źródło:www.polskanarowery.pl